Выбери любимый жанр

Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 107


Изменить размер шрифта:

107

Wkrotce inny zaszyfrowany meldunek powedrowal z Londynu do ambasady brytyjskiej w Moskwie:»Niestety, “Slowik” nie stawil sie na spotkanie. Proponuje wracac do Londynu”«.

25 kwietnia w palacu kongresowym na Kremlu zebralo sie plenum Komitetu Centralnego KPZR. Zjechali sie delegaci z calego Zwiazku, niektorzy z miejscowosci odleglych o wiele tysiecy kilometrow. Na podium, pod gigantycznym reliefem przedstawiajacym glowe Lenina, Maksym Rudin rozpoczal swoja wielka mowe pozegnalna.

Najpierw obszernie przedstawil kryzys, w ktorego obliczu stanela ojczyzna przed rokiem; barwnie nakreslil obraz grozacej kleski glodu – az nieswiadomym tego wszystkiego sluchaczom stanely wlosy na glowie. Potem opisal blyskotliwa akcje dyplomatyczna Biura, ktore wyslalo Dymitra Rykowa do Dublina, by tam wytargowal od Amerykanow bezprecedensowe wielkie dostawy zboza, a takze technologii naftowej i komputerow o minimalnych cenach. O ustepstwach w dziedzinie zbrojen nie wspomnial ani slowem. Przez dziesiec minut delegaci stali, oklaskujac go burzliwie.

Rudin przeszedl teraz do zagadnien swiatowego pokoju. Przypomnial zebranym, ze pokojowi wciaz zagrazaja, imperialistyczne ambicje terytorialne zachodniego kapitalizmu. Ale zagrazaja mu niekiedy, dodal niespodziewanie, knowania naszych wlasnych, wewnetrznych przeciwnikow pokojowego wspolistnienia. Te slowa zelektryzowaly sluchaczy; ich konsternacja byla bezgraniczna.

– Jednakze – Rudin podniosl w gore palec w gescie przestrogi – utajeni wsrod nas wspolnicy zachodnich imperialistow zostali zdemaskowani i wyplenieni, dzieki niezmordowanej czujnosci towarzysza Jurija Iwanienki, ktory, niestety, po dlugiej i meznej walce z dreczaca go choroba, zmarl tydzien temu w sanatorium.

Wiadomosc o smierci Iwanienki wywolala okrzyki bolu i zalu po towarzyszu, ktory – zanim odszedl na zawsze – ocalil ich wszystkich od najgorszego. Rudin gestem reki uciszyl sale.

– Towarzysz Iwanienko – oswiadczyl – nie byl na szczescie sam. Juz przed pierwszym, pazdziernikowym zawalem serca wytrwale i wiernie pomagal mu w odpowiedzialnej pracy towarzysz Wasyl Pietrow. ktory potem, w okresie hospitalizacji Iwanienki, wzial na siebie caly trud umacniania czolowej roli Zwiazku Radzieckiego w walce o pokoj na swiecie.

Rozlegla sie gromka owacja dla Pietrowa.

– Poniewaz zas – ciagnal Rudin – antypokojowe knowania, zarowno w ZSRR, jak poza jego granicami, zostaly zdemaskowane i skompromitowane, Zwiazek, w swoim bezgranicznym umilowaniu pokoju i odprezenia, mogl po raz pierwszy od wielu lat zredukowac swoje plany zbrojeniowe. Dzieki temu wysilek panstwa bedzie mozna w wiekszym stopniu skierowac na produkcje dobr konsumpcyjnych i na wszelkiego rodzaju swiadczenia spoleczne. Stalo sie to mozliwe wylacznie dzieki wielkiej czujnosci Biura, ktore z cala stanowczoscia zwalczalo antypokojowe tendencje wszedzie, gdziekolwiek sie one pojawily.

I znowu oklaski trwaly dobre dziesiec minut. Tym razem Rudin wyczekal cierpliwie do konca i dopiero gdy aplauz zdawal sie przygasac, uniosl w gore obie dlonie, by uciszyc sale.

On sam pracowal przez lata cale najlepiej jak umial; teraz jednak nadszedl czas, by sie pozegnac.

Zaskoczenie bylo kompletne. Zalegla gesta cisza.

Pelnil odpowiedzialna funkcje dlugo, byc moze zbyt dlugo. Wielki ciezar, jaki niosl na swych barkach, nadszarpnal w koncu jego sily i zdrowie.

Ramiona mowcy istotnie ugiely sie, jakby pod wielkim ciezarem. Rozlegly sie sporadyczne okrzyki: “Nie… to niemozliwe…”

Tak, tak, jest juz stary. A czego teraz najbardziej pragnie? Dokladnie tego, o czym marzy kazdy stary czlowiek. Usiasc w zimowy wieczor przy kominku i bawic sie z wnukami…

Na galerii dla dyplomatow zagranicznych szef kancelarii ambasady brytyjskiej pochylil sie nad uchem ambasadora:

– Chyba troche przesadza z tymi swoimi ludzkimi uczuciami – szepnal. – Wiecej on ludzi skazal na smierc, niz ja zjadlem obiadow.

Ambasador uniosl brew i mruknal w odpowiedzi:

– Niech pan nie narzeka. Gdyby to byla Ameryka, pewnie wprowadzilby teraz na podium cale stadko swoich wnuczat.

– Chyba najwyzszy czas – konczyl Rudin – powiedziec drogim towarzyszom cala prawde: lekarze nie daja mi szans na wiecej niz kilka miesiecy zycia. Dlatego chcialby juz teraz, oczywiscie za zgoda zebranego tu dostojnego gremium, zwolnic sie z odpowiedzialnej funkcji i spedzic te tak krotka juz reszte zycia w ukochanym domu na wsi, w cieple rodzinnego ogniska.

Kilka kobiet obecnych na sali zanioslo sie szczerym szlochem.

I jeszcze ostatnia kwestia. Ma zamiar oficjalnie ustapic za piec dni, trzydziestego kwietnia. Nazajutrz, w dniu wielkiego majowego swieta ludzi pracy, juz ktos inny stanie posrodku trybuny nad Mauzoleum Lenina, by odebrac uroczysta defilade. Kim bedzie ten nowy czlowiek?

Powinien to byc ktos mlody i energiczny, madry i niezlomny patriota. Ktos, kto sprawdzil sie juz na najwyzszych stanowiskach, ale nie wpadl jeszcze w starcza rutyne. Takim czlowiekiem – czlowiekiem, ktory spelnia oczekiwania wszystkich narodow radzieckich – jest towarzysz Wasy l Pietrow…

Wybor Pietrowa na nastepce Rudina dokonal sie przez aklamacje. Rzecznicy innych kandydatow zostaliby niewatpliwie zakrzyczani, gdyby probowali sie odezwac.

Ale nie probowali.

Po przesileniu w aferze “Freyi” Sir Nigel Irvine chcial zatrzymac Munro w Londynie, a w kazdym razie nie wysylac go juz do Moskwy. Jego wizyta u Rudina, trzeciego kwietnia o swicie, musiala oczywiscie zupelnie go zdekonspirowac, nie mogl wiec juz byc przedstawicielem Firmy w ZSRR. Munro poprosil jednak osobiscie premiera, by dac mu ostatnia szanse upewnienia sie na miejscu, jaki los spotkal agenta o wdziecznym pseudonimie “Slowik”. Uwzgledniajac jego wielkie zaslugi w rozwiazywaniu ostatniego kryzysu, pani Carpenter przychylila sie do tej prosby.

Ambasador i szef kancelarii przyjeli powrot Munro bez entuzjazmu i wcale nie byli zdziwieni, kiedy jego nazwisko przestalo pojawiac sie w oficjalnych sowieckich zaproszeniach, a Ministerstwo Handlu Zagranicznego dalo do zrozumienia, ze nie zyczy sobie jego udzialu w rozmowach handlowych. Blakal sie wiec po miescie, jak nieproszony gosc, na przekor wszystkiemu czepiajac sie nadziei, ze Walentyna – nadal zywa i bezpieczna – jakos sie z nim skontaktuje. Raz nawet nakrecil numer jej prywatnego telefonu. Nikt nie podniosl sluchawki. Oczywiscie moglo jej akurat nie byc w domu – nie ryzykowal jednak dalszych prob. Po upadku frakcji Wiszniajewa dostal wiadomosc z Londynu, ze daja mu czas do konca miesiaca. Potem zostanie wezwany do Firmy, gdzie oczekuje sie jego rezygnacji z pracy.

Mowa pozegnalna Rudina wywolala goraczkowa aktywnosc w moskiewskich placowkach dyplomatycznych. Kazda z nich obszernie informowala swoj rzad o okolicznosciach odejscia starego genseka i gromadzila dokumentacje na temat jego nastepcy, Wasyla Pietrowa. Rowniez z tego, wciagajacego absolutnie wszystkich wiru dzialan, Munro byl wylaczony.

Tym bardziej zaskakujacy byl fakt, ze kiedy do brytyjskiej ambasady przyszlo zaproszenie na uroczyste przyjecie w Wielkim Palacu Kremlowskim w przeddzien swieta Pierwszego Maja – na zaproszeniu, tuz po nazwiskach ambasadora i szefa kancelarii, figurowalo nazwisko Adama Munro. Rowniez przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych, potwierdzajac zaproszenie telefonicznie, wspomnial, ze “pan Munro bedzie mile widziany”.

Bankiet, ktorego drugim, a moze raczej pierwszym powodem bylo uroczyste pozegnanie Maksyma Rudina, pelen byl blasku i przepychu. Ponad setka czolowych dygnitarzy przemieszala sie tu z czterokroc wieksza liczba dyplomatow z krajow socjalistycznych, z Zachodu i z Trzeciego Swiata. Byli tez przedstawiciele partii komunistycznych spoza bloku; dosc niepewnie czuli sie posrod wszystkich tych frakow i smokingow, mundurow wojskowych i dyplomatycznych, galonow i akselbantow, gwiazd, orderow i medali. Wydawalo im sie, ze to raczej car abdykuje, a nie przywodca egalitarnego, bezklasowego raju proletariuszy.

Goscie i gospodarze rozproszyli sie po sali, oswietlonej trzema tysiacami zarowek w szesciu wielkich kandelabrach; w niszach, ktorych sciany zdobily pelnowymiarowe portrety wielkich carskich bohaterow wojennych i innych kawalerow Krzyza Swietego Jerzego – wymieniali prywatne plotki i falszywe oficjalne serdecznosci. Rudin krazyl miedzy nimi jak stary lew, przyjmujac pochlebstwa od obcych ludzi ze stu piecdziesieciu krajow jak cos, co mu sie najoczywisciej nalezy.

Munro obserwowal go z daleka, ale nie byl na liscie gosci wyroznionych osobista prezentacja, a zblizac sie z wlasnej inicjatywy do ustepujacego przywodcy – bylo w jego sytuacji co najmniej nierozsadne. Na krotko przed polnoca Rudin, usprawiedliwiwszy sie naturalnym w jego wieku zmeczeniem, przeprosil gosci i zostawil ich pod opieka Pietrowa i innych czlonkow Biura. Pare minut pozniej Munro poczul lekkie dotkniecie w ramie. Odwrocil sie. Za nim stal wysoki major w nieskazitelnym uniformie kremlowskich pretorianow. Nieprzenikniony, jak oni wszyscy, major odezwal sie don po rosyjsku, cicho, ale tonem nie znoszacym sprzeciwu:

– Panie Munro, prosze ze mna.

Szkot nie byl nawet zdziwiony. Najwyrazniej jego nazwisko znalazlo sie na liscie zaproszonych przez pomylke; teraz ktos sie w tym zorientowal i po prostu kaza mu wyjsc.

Ale idacy przed nim major minal glowne drzwi wyjsciowe, szybko przecial osmiokatna Sale sw. Wlodzimierza i po drewnianych schodach zamknietych spizowa krata (przed majorem ja oczywiscie otwarto) wyprowadzil goscia na dziedziniec. Oficer szedl szybko i pewnie; swietnie orientowal sie w labiryncie przejsc i korytarzy, ktorych nawet stali bywalcy Kremla nie ogladaja nigdy. Idacy wciaz za nim Munro przecial dziedziniec i znalazl sie w Teremie, czyli malym palacu carow, zwanym tez Palacem Komnat. Tutaj przy wszystkich drzwiach czuwali milczacy straznicy. Bez slowa otwierali drzwi przed majorem i jego podopiecznym i zamykali je natychmiast po ich przejsciu. Oficer prowadzil goscia prosto przez reprezentacyjne komnaty carow: Frontowa i Krzyzowa. Do ostatnich drzwi, choc takze stal przy nich straznik, zastukal osobiscie. Ze srodka rozleglo sie burkliwe: “Wejsc!” Major otworzyl drzwi, stanal z boku i gestem zaprosil Munro do srodka.

107
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Forsyth Frederick - Diabelska Alternatywa Diabelska Alternatywa
Мир литературы

Жанры

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело