Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 43
- Предыдущая
- 43/108
- Следующая
Rozlegl sie pomruk aprobaty. Nikt nie zamierzal sprzeciwiac sie temu twierdzeniu Rudina, nikt nie mial zamiaru z nim dyskutowac.
– Za pozwoleniem, towarzyszu sekretarzu generalny – wtracil sie Pietrow. – Jakkolwiek przenikniecie tej wiadomosci za granice byloby niewatpliwie katastrofa, sprawa ma tez inny, rownie wazny aspekt. Jesli nastapi jakis przeciek informacyjny, pojawia sie niezdrowe pogloski i komentarze na ten temat wsrod naszego spoleczenstwa. Te pogloski moga przerodzic sie w cos powazniejszego. A jaki moze miec to wplyw na sytuacje wewnetrzna, to pozostawiam, towarzysze, waszej wyobrazni.
Wszyscy obecni wiedzieli oczywiscie, jak bardzo utrzymanie porzadku wewnetrznego zwiazane jest z powszechnym przekonaniem o nieprzenikalnosci i nietykalnosci KGB.
– Jesli sprawa wyjdzie na jaw – sformulowal te obawy Gruzin Czawadze – a tym bardziej, jesli sprawcy uciekna, efekt bedzie rownie fatalny jak nastepstwa ewentualnej kleski glodu.
– Nie moga uciec – ucial ostro Pietrow. – W zadnym razie nie moga. I nie uciekna.
– A kim oni wlasciwie moga byc? – spytal Kierenski.
– Nie wiemy tego jeszcze, towarzyszu marszalku – odparl Pietrow – ale bedziemy wiedziec.
– Ale bron byla produkcji zachodniej? – nalegal Szuszkin. – Czy mozliwe, ze stoi za tym Zachod?
– Ja sadze, ze to prawie zupelnie niemozliwe – odparl minister spraw zagranicznych Rykow. – Zaden rzad zachodni, podobnie jak zaden rzad Trzeciego Swiata, nie poparlby podobnego szalenstwa… tak samo jak my nie mielismy nic wspolnego z zabojstwem Kennedy'ego. Co innego srodowiska emigracyjne. Albo moze lokalni fanatycy. Ale na pewno nie rzady.
– Badamy rowniez srodowiska emigracyjne, ale dyskretnie – przyznal Pietrow. – W wiekszosci z nich mamy swoich ludzi. Jak dotychczas, nic stamtad nie przyszlo. Istotnie: karabin, amunicja i noktowizor sa produkcji zachodniej. Ale wszystko to jest dostepne na Zachodzie w sklepach. Nie ulega watpliwosci, ze bron zostala przeszmuglowana. A to oznacza, ze albo przywiezli ja sami sprawcy, albo pomagal im ktos z zagranicy. General Obrazcow zgadza sie ze mna, ze sprawa podstawowa jest znalezc zabojcow, a juz oni ujawnia swoich pomocnikow. Wtedy zajmie sie nimi Departament V.
Jefrem Wiszniajew obserwowal dyskusje z zywym zainteresowaniem, ale nie angazowal sie zbytnio. Niezadowolenie calej frakcji opozycyjnej wyrazil zamiast niego Kierenski. Zaden z nich nie domagal sie tym razem ponownego glosowania w sprawie: rozmowy w Castletown – czy wojna w 1983. Obaj wiedzieli, ze w razie remisu decydowac bedzie glos genseka. Rudin znalazl sie co prawda o krok blizej przepasci, ale bynajmniej nie byl jeszcze skonczony.
Na razie zebrani zgodzili sie, ze nalezy oglosic – tylko w KGB i w wyzszych sferach hierarchii partyjnej – ze Jurij Iwanienko doznal zawaha serca i znajduje sie w szpitalu. Po schwytaniu zabojcow i likwidacji ich samych oraz ich wspolnikow – pacjent Iwanienko wyzionie spokojnie ducha.
Rudin zamierzal juz wezwac do sali obrad protokolantow, by rozpoczac zwykle zebranie Politbiura, kiedy podniosl reke Stiepanow, czlowiek, ktory glosowal dotychczas na Rudina i opowiadal sie za negocjacjami z USA.
– Towarzysze, uwazam, ze ewentualna ucieczka mordercow Jurija Iwanienki i ujawnienie ich czynu przed swiatem bylyby wielka katastrofa dla naszego kraju. Jesli do tego dojdzie, nie bede mogl dalej popierac polityki negocjacji i ustepstw. Bede glosowal za propozycja glownego teoretyka Partii, towarzysza Wiszniajewa.
Zapadlo grobowe milczenie.
– Ja takze – odezwal sie niespodziewanie Szuszkin.
Osiem przeciwko czterem – pomyslal Rudin, wpatrujac sie beznamietnie w stol. Osmiu przeciwko czterem, jesli ci dwaj gowniarze zmienia front.
– Przyjmujemy to do wiadomosci, towarzysze – odezwal sie bez sladu emocji w glosie. – Ale zapewniam, ze nie bedzie zadnych przeciekow na temat tego zdarzenia. W ogole zadnych.
Po dziesieciu minutach obrady wznowiono; zebrani jednomyslnie wyrazili zal z powodu naglej choroby towarzysza Iwanienki. Nastepnie zajeli sie najnowszymi informacjami statystycznymi na temat tegorocznych zbiorow pszenicy i innych zboz.
Zil Jefrema Wiszniajewa wystrzelil z czelusci Bramy Borowickiej w poludniowo-zachodnim narozniku muru kremlowskiego wprost na ulice Maniezna. Juz wczesniej dyzurny milicjant, ostrzezony przez radiotelefon, ze kawalkada wozow Biura Politycznego opuszcza Kreml, zatrzymal caly ruch na tej ulicy. W ciagu paru sekund sznur dlugich, robionych na zamowienie limuzyn przemknal ulica Frunzego przed Ministerstwem Obrony w kierunku dygnitarskiego osiedla przy Prospekcie Kutuzowa.
Marszalek Kierenski, ktory przyjal tym razem zaproszenie do samochodu Wiszniajewa, siedzial teraz obok niego w przestronnej tylnej czesci kabiny. Dzwiekoszczelna szyba oddzielajaca ich od kierowcy byla zamknieta, zaluzje chronily pasazerow przed wzrokiem przechodniow.
– On juz dlugo nie pociagnie – mruknal Kierenski.
– Nie jestem pewien – powiedzial Wiszniajew. – Oczywiscie, bez Iwanienki jest znacznie slabszy i blizszy upadku, ale jeszcze sie nie przewraca. Nie doceniasz Maksyma Rudina. Zanim odejdzie, bedzie walczyl jak niedzwiedz osaczony w tajdze. Ale w koncu odejdzie… bo musi odejsc.
– Nie mamy zbyt wiele czasu do stracenia.
– Nawet mniej niz myslisz. W zeszlym tygodniu doszlo do marszow glodowych w Wilnie. Nasz przyjaciel Yitautas, ktory w lipcu glosowal za naszym projektem, mocno sie zdenerwowal. Byl juz nawet bliski zmiany frontu, mimo ze zaproponowalem mu bardzo atrakcyjna rezydencje w Soczi, tuz obok mojej. Teraz oczywiscie ta zblakana owieczka wrocila, a w dodatku Szuszkin i Stiepanow moga przejsc na nasza strone.
– Tak, ale tylko wtedy, gdy zabojcy uciekna albo gdy Zachod dowie sie prawdy.
– Oczywiscie. I wlasnie o to chodzi.
Kierenski obrocil sie gwaltownie, a jego i tak juz rumiana twarz stala sie ceglasta.
– Ujawnic prawde? Wobec calego swiata? Nie mozemy tego zrobic! – wykrzyknal.
– Istotnie, my nie mozemy. Krag ludzi znajacych prawde jest za maly, bysmy sami mogli rozpuszczac pogloski. Zreszta pogloski nie wystarcza. Latwo je zdementowac. Mozna znalezc aktora, ucharakteryzowanego na Iwanienke, i pokazac go publicznie. A wiec musi to za nas zrobic ktos inny. W sposob absolutnie pewny. Ochrona Iwanienki z tamtej nocy jest juz w komplecie w lapach grupy Rudina. Zostaja wiec tylko sami mordercy.
– Ale przeciez ich nie mamy i wedle wszelkiego prawdopodobienstwa nie bedziemy mieli. Wczesniej dostanie ich KGB.
– Byc moze, mimo to musimy probowac. Powiedzmy sobie szczerze, Nikolaj. Walczymy juz nie tylko o wladze. Walczymy o zycie, tak samo jak Rudin i Pietrow. Najpierw to zboze, teraz Iwanienko. Jeszcze jeden taki skandal… niewazne, kto go wywola… a Rudin poleci. I ten skandal musi nastapic. My musimy to zagwarantowac.
Thor Larsen, w kombinezonie roboczym i kasku, stal na suwnicy nad suchym dokiem w stoczni Isikawadzima-Harima i spogladal w dol, na ogromny kadlub, ktory juz niedlugo bedzie “Freya”.
Choc minely trzy dni, odkad zobaczyl ja po raz pierwszy, jej rozmiary nadal zapieraly mu oddech. W latach, kiedy uczyl sie zawodu, tankowce nie przekraczaly 30 000 ton wypornosci. Dopiero w 1956 roku wyszly w morze wieksze statki. Stworzono dla nich nowa kategorie rejestrowa i nazwano “supertankowcami”. Kiedy jednak ktorys z kolei przekroczyl 50 000, trzeba bylo stworzyc nastepna klase, “VLCC”, czyli “bardzo duzy tankowiec”. A po przekroczeniu, w latach szescdziesiatych, bariery 200 000 ton, powstala kolejna kategoria, “ULCC” – “ultratankowiec”.
Kiedys na morzu Larsen widzial jeden z tych francuskich kolosow; mial 550 tysiecy ton wypornosci. Kiedy przeplywal obok nich, cala zaloga Norwega wylegla na poklad, by podziwiac molocha. To, nad czym stal teraz Larsen, bylo dwa razy wieksze. Dobrze powiedzial Wennerstrom: swiat nigdy nie widzial niczego podobnego i nigdy wiecej nie zobaczy.
Statek mial 1689 stop dlugosci, 295 stop szerokosci, a nad pokladem na rufie wznosila sie pieciopietrowa nadbudowka. Kil, masywny kregoslup calej konstrukcji, lezal 118 stop pod glownym pokladem. We wnetrznosciach statku, dokladnie pod mostkiem kapitanskim, zainstalowano juz cztery turbiny parowe o lacznej mocy 90 000 koni mechanicznych, ktore beda obracac dwie czterdziestostopowe sruby z brazu – lsniace nowoscia, choc teraz ledwie widoczne z punktu obserwacyjnego Larsena, bo zasloniete rufa.
Po calym pokladzie krzataly sie jeszcze grupki postaci podobnych z tej wysokosci do mrowek. Teraz robotnicy mieli na krotko – na czas napelniania doku woda – opuscic poklad. Juz caly rok cieli, spawali, nitowali, szlifowali, walili, kuli i klepali ten ogromny kadlub. Wielkie moduly wysoce elastycznej stali splywaly z dzwigow i suwnic wprost na przewidziane planem miejsca, coraz wyrazniej ukladajac sie w ksztalt statku. Kiedy wreszcie robotnicy usuneli wszystkie liny i lancuchy, weze i kable, ukazaly sie burty pokryte dwudziestoma warstwami antykorozyjnej farby, gotowe do kontaktu z woda.
Na koniec w doku, oprocz samego kadluba, pozostaly juz tylko bloki, na ktorych byl ulozony. Jego budowniczowie, pracownicy najwiekszej stoczni swiata w Czita kolo Nagoi, nad zatoka Ise, nigdy zapewne nie sadzili, ze przyjdzie im dokonac az takiego wyczynu. Byl to jedyny w swiecie dok zdolny pomiescic “milionera”. Ale nawet tutaj “Freya” byla pierwszym – i ostatnim – statkiem tego formatu. Nic dziwnego, ze na uroczystosc wodowania przyszlo popatrzec wielu weteranow morz.
Pierwsze pol godziny zajela ceremonia religijna: kaplan shinto prosil bogow o blogoslawienstwo dla ludzi, ktorzy zbudowali statek, dla tych, ktorzy beda jeszcze przy nim pracowac, i tych, ktorzy kiedys nim poplyna; aby pracowali i zeglowali bezpiecznie! W ceremonii uczestniczyli tez – boso – Thor Larsen, jego pierwszy oficer i glowny mechanik, naczelny konstruktor Nordia Line (przebywal w Nagoi od samego poczatku budowy) oraz naczelny inzynier stoczni. Ci dwaj byli wlasciwymi projektantami i tworcami statku. Tuz przed dwunasta otwarto sluzy; z ogluszajacym rykiem wdarly sie do doku wody zachodniego Pacyfiku.
- Предыдущая
- 43/108
- Следующая