Impresjonista - Kunzru Hari - Страница 42
- Предыдущая
- 42/82
- Следующая
Zdolnosc Bobby’ego do mimikry pomaga mu w pracy. Potrafi rozsmieszyc szeregowcow i kaprali nasladowaniem regionalnej wymowy. „Dobrze byc, stary? Nie lamac sie. A teraz do rzeczy, panowie. Znam wspaniale miejsce i moge was tam zaprowadzic, jesli sobie tego zyczycie…”. Bobby handluje silnie utrwalonymi stereotypami. Czasem snuje sie w poblizu ekskluzywnych miejsc, placac portierom, by go nie przeganiali. Jego rozmowy sa krotkie i raczej jednostronne. „Jak sie pan dzisiaj ma, sir?” „Dobry wieczor, sir, czy moge w czyms pomoc?”. Przy takich okazjach czesto sie okazuje, ze owszem, moglby pomoc. Szczegolnie poznym wieczorem przed Green czy Watson, albo w Byculla Club w dniu wyscigow.
Bobby jest duchem nawiedzajacym brzegi morza swiatel elektrycznych. Krazy gdzies na granicy percepcji, materializujac sie w swym kolnierzyku i krawacie niczym istota na wpol realna, wystarczajaco eteryczna, by powierzyc jej swoje sekrety, ktore wraz z nia rozplyna sie w swietle slonca. Bobby nigdy nie byl w zadnym z obserwowanych miejsc. Bobby po prostu zaczepia ludzi, ktorzy stamtad wychodza. Ale Bobby zna jednego z kelnerow w Royal Bombay Yacht Club i kiedys dzieki niemu mogl obejrzec bal. Na trawniku plonely pochodnie, sznury zarowek rozswietlaly drewniane podium, na ktorym czlonkowie klubu tanczyli z zonami i narzeczonymi, tworzac wir bialych plecow i ramion, z przejeciem sledzony przez dwadziescia par hinduskich oczu.
Czasem za dnia Bobby jest uczniem. Pod czujnym okiem wielebnego Macfarlane’a recytuje kluczowe daty. Bitwa pod Hastings. Magna Carta. Bezkrwawa Rewolucja i Wojna o Ucho Jenkinsa. Jego gramatyka lacinska jest juz doskonala. W zamian za lekcje przyprowadza wielebnemu obiekty do fotografowania. Procedura jest za kazdym razem taka sama. „Powiedz im, ze nie zaplace” – mowi wielebny. I placi, ale tylko wtedy, gdy obiekt pochodzi z kasty lub grupy ktorej jeszcze nie ma w kolekcji, i pozuje nago.
Bobby’ego ciekawi, co mysli Macfarlane o ulicznych przyjaciolach swojego ucznia. Albo o jego ubraniach, zachowaniu, checi do nauki. W spojrzeniu wielebnego nie ma uczucia. Jest wyzwanie, l ocena.
Macfarlane jest zdumiony sposobem, w jaki Bobby studiuje jego ksiegi. Pewnego dnia ukradkiem zerka do notatnika, w ktorym procz listy rzeczownikow drugiej deklinacji i bitew angielskiej wojny domowej znajduje zapiski: „Eskimos, palearktyczny lub ugryjski, Chinczyk, Indianin polnocnoamerykanski, Turek, Polinezyjczyk, Tehuelcze, Indianin z polnocnego-zachodu Ameryki…”. I tak dalej. Wszystkie rasowe podgrupy wyszczegolnione przez Haddona. Sa jeszcze inne rzeczy. Wykresy. Tabele z miejscem i czestotliwoscia wystepowania. Jego fascynacja klasyfikacja wydaje sie rownie silna, co u Macfarlane’a.
W trakcie lekcji nie pada ani jedno zbedne slowo. Obaj porozumiewaja sie miedzy soba za posrednictwem dat, ciagu faktow, typologii. Choc Macfarlane powinien sobie pochlebiac, znajduje w tym cos osobliwego. Ma ucznia, w ktorego koncentracji wyczuwa jakis glod, jakas zachlannosc. Cos agresywnego. Instynkt nakazuje sie chronic. Wielebny ma niejasne wrazenie, jakby ktos chylkiem wysysal mu szpik z kosci.
W trakcie wymiany informacji w pokoiku Macfarlane’a na poddaszu wisi cos zlowrogiego. Bobby mysli o tym w kategoriach zabawy w wytrzymywanie cudzego spojrzenia. Kto pierwszy mrugnie powieka? Nie rozumie, skad w nim ta wytrwalosc, skad dziwaczna fascynacja lekcjami z Macfarlane’em. Najblizej mu do znalezienia odpowiedzi na to pytanie, gdy obserwuje swego nauczyciela przy fotografowaniu obiektow badan. Jak wielebny szponiastymi palcami ustawia modela, jak unieruchamia cialo na tle siatki, jak bierze pomiary. Szerokosc miednicy. Kat nachylenia piersi. Jak kalibruje dane, a potem wpisuje do notesu. Kiedy Macfarlane patrzy przez obiektyw aparatu, jego przygarbione cialo starego czlowieka staje sie masywnym i posiwialym wehikulem dla oka, w ktorym ogniskuje sie cala sila. Na jego twarzy zawsze maluje sie wtedy napiecie. Pewnego dnia jedna z dziewczat zaczyna sie z nim droczyc. Dotyka sie w roznych miejscach i wygina zalotnie. Wielebny odsuwa sie od aparatu i wlepia w nia wzrok. Sprawia wrazenie przerazonego, niezdolnego do myslenia. Wreszcie Bobby wywleka stamtad dziewczyne w obawie, ze Macfarlane zaraz zrobi cos strasznego.
We wtorki i czwartki pani Macfarlane wprowadza Bobby’ego w tajniki naukowej duchowosci. Towarzystwo Teozoficzne spotyka sie w przestronnej sali, obwieszonej transparentami gloszacymi madrosc Mistrzow Himalajskich i szlachetnosc duchowych poszukiwan. Bobby przychodzi na spotkania razem ze swoja pania i wzbudza powszechny zachwyt. „Jego dusza przeswieca z wnetrza – szepcza miedzy soba panie i panowie w srednim wieku. – Na pewno bedzie adeptem”. Bobby odkrywa, ze ladni chlopcy zawsze odgrywali wazna role w zyciu Towarzystwa Teozoficznego. Sam Nauczyciel, teraz podrozujacy z cyklem wykladow po Europie, jest ponoc wyjatkowo przystojnym mlodym mezczyzna.
Czlonkowie Towarzystwa spiewaja piesni, kwestuja i sluchaja wykladow o znaczeniu piramid, autorytecie Wed we wspolczesnym swiecie i potrzebie syntezy mysli Wschodu i Zachodu dla wyleczenia psychicznych ran pozostawionych przez wojne. Czasem Bobby slucha z uwaga. Czasem po prostu rozglada sie wokol, nieodmiennie zadziwiony kongregacja, w ktorej Hindusi i Europejczycy obcuja z soba bez zwracania uwagi na dzielace ich roznice. Atmosfera spotkan jest goraczkowa. Ludzkosc od wiekow poszukiwala klucza, sciezki wiodacej ku Prawdzie. Nadchodzi czas spelnienia tych dazen. W swiecie
rozdartym przez wojne, w ktorym wzmogl sie ruch miedzy zywymi i umarlymi, miedzy tym, co niematerialne, a tym, co materialne w ciele fizycznym, nadchodzi chwila, gdy teozofowie poprowadza ludzkosc ku Szczesciu. Towarzystwo sie rozrasta. Na spotkania przychodzi mnostwo osob, prowadzacy odczytuja komunikaty z Australii, Holandii, Kalifornii, Brazylii. „Skierujcie swe mysli ku zachodowi – wzywa mowca z Adyaru. – Z wod Pacyfiku narodzi sie przyszla rasa, ktora zajmie miejsce dzisiejszych indoaryjskich przywodcow”.
Kiedy do zebranych zwraca sie Niemka, na sali wybucha spor. „Frau Doerner przyjechala ze Szwajcarii” – przewodniczacy stara sie przekrzyczec wrzawe. Frau Doerner jest wybitna nauczycielka rytmiki. I istotnie pochodzi ze Szwajcarii. Niektorzy uczestnicy spotkania na znak protestu wychodza z sali, ale Frau Doerner dostaje zgode na zabranie glosu. W trakcie przyblizania sluchaczom swej filozofii zmyslowego ruchu rytualnego i wyzwolenia Instynktu nerwowo skubie skrawek sari.
Polityka i duchowosc ulegly dziwnemu przemieszaniu. Na planie materialnym Kongres obiecal swaradz w ciagu roku. Co kilka tygodni kolejny strajk paralizuje Bombaj. Robotnicy z fabryki, dokerzy i marynarze wychodza na ulice, a generalny hartal sprawia, ze miasto zamiera na pare dni. Przywodcy polityczni krocza ku teozofii, przysluchujac sie wykladom o chemii okultystycznej i masonskich praktykach Chrystusa w Egipcie. Teozofow z kolei przekonuje sie do dzialania na rzecz samostanowienia Indii, gdyz taka droge wskazal Pan Swiata pani Besant, gdy niesmiertelny riszi Agastja (Himalajski Mistrz odpowiedzialny za Indie) umozliwil jej kontakt z Najwyzszym w Siamabhali, sekretnej gorskiej siedzibie Bractwa. Polityczna niezaleznosc Indii oznacza duchowa wolnosc dla swiata. Prosze o drobny datek do puszki…
Bobby odkrywa, ze jak na ludzi tak mocno skoncentrowanych na rozwoju umyslu i ducha, teozofowie znajduja zadziwiajaco duzo czasu dla ciala. W trakcie pewnego popoludniowego przyjecia, gdy inni stoja w swoich ceremonialnych szatach i popijaja herbate, potezna pani Croft (zona zastepcy inspektora robot publicznych) sprytnie zaciaga go do spizarni. Tam oznajmia, ze jest bardzo wrazliwa na subtelna energie, dzieki czemu zna jego swieta misje. Ale Bobby nie musi sie bac; jego sekret jest bezpieczny. Po tym zapewnieniu pani Croft rozpina bluzke i odslania piersi. „Namasc mnie, Czandra – dyszy. – Umiesc swe usta na tych rozowych aureolach”. Bobby, ktory oczyma wyobrazni widzi sale sadowa i bialych sedziow, mowi jej, ze zlozyl slub. „Jaki?” – pyta pani Croft. „Ktos idzie – klamie Bobby. – Lepiej niech sie pani zapnie”. Przy innej okazji mlody pan Avasthi natyka sie na Bobby’ego w lazience i zastanawia sie glosno, czy ten jeden jedyny raz zezwolilby mu laskawie na wyswiadczenie pewnej szczegolnej przyslugi. Bobby pozwala panu Avasthiemu kleknac, a potem ostrzega, ze jesli nie dostanie okreslonej sumy, powie wszystkim czlonkom Towarzystwa o ich umowie. Pan Avasthi placi i ucieka. Pozniej Bobby czuje wyrzuty sumienia. Pan Avasthi jest niesmialy i pracuje jako urzednik w portowym biurze. Niestety, w interesach nie ma miejsca na sentymenty.
Pania Macfarlane cieszy dociekliwosc Czandry i wzruszajaca chec sluzenia mistrzom. Bylaby pewnie srodze zawiedziona, gdyby poznala jego motywy. Bobby przychodzi na spotkania Towarzystwa Teozoficznego w charakterze szpiega pani Pereiry Pani P. ma wielu klientow wsrod teozofow, a informacje o ich zyciu osobistym, upodobaniach, uprzedzeniach, nadziejach i marzeniach sa wielce przydatne w nawiazywaniu zadowalajacych kontaktow z zaswiatami. Pani P. utrzymuje siatke informatorow zlozona z szoferow, bagazowych w hotelach, pokojowek, sluzacych i wachlarzowych. Bobby dolaczyl do nich tydzien po pierwszym seansie.
Zgodzil sie pracowac dla pani P. pod warunkiem, ze zdradzi mu tajemnice swojego warsztatu. Po dlugich i zazartych dyskusjach pani P. ustapila. Sapiac i gderajac, usiadla do stolu uzywanego w trakcie seansow i zademonstrowala Bobby’emu pewne techniczne aspekty dzialania medium, nieznane ogolowi zwyklych uczestnikow. Z nadzwyczajna u tak tlustej kobiety zrecznoscia pokazala, jak przechylic stol gwaltownymi skurczami karku, jak niepostrzezenie wysunac reke spod reki sasiada i jak za pomoca roznych czesci ciala imitowac klaskanie ducha. W ogolnym zarysie przedstawila tez korzysci wynikajace z lekkiej konstrukcji stolu, gdy nadchodzi pora lewitacji. Z niejaka duma odchylila dywan i zaprezentowala przemyslny system dzwonkow i wlacznikow pomagajacych uzyskac efekty specjalne. Ozywiona tematem, przyblizyla nawet problem wytwarzania i przechowywania ektoplazmy (na szczescie obylo sie bez demonstracji). Wtedy stalo sie jasne, dlaczego kobiety-media maja przewage na tym polu. Pani P. wyjasnila, ze odeszla od manifestowania ektoplazmy, odkad pewien sceptyk zmusil ja do wypicia filizanki kawy przed zajeciem miejsca i muslin zabarwil sie na brazowo. Bobby wyszedl od pani P. dobrze poinformowany, choc bylo mu nieco zal pani Macfarlane.
- Предыдущая
- 42/82
- Следующая