Impresjonista - Kunzru Hari - Страница 19
- Предыдущая
- 19/82
- Следующая
Nastepnego ranka hidzrowie znajduja mu zajecie. Pran zaczyna od zamiatania podlog. Brzeg niewygodnego sari ciagnie mu sie po ziemi, czoli podjezdza wysoko, odslaniajac plecy i linie kregoslupa. Potem poleruje mosiadze, szoruje garnki, wybiera kamyki z ryzu. Nigdy dotad nie zamiatal podlogi. Nigdy dotad nie szorowal garnkow. Stopy, ktore masuje (stopy hidzry ze srebrnymi lancuszkami i dlugimi szponiastymi paznokciami), przypominaja kazdym poruszeniem, ze cale jego zycie stanelo na glowie. Dlawiony wstydem, Pran jest tak wstrzasniety, ze nie potrafi sie skarzyc. Z kazdym machnieciem miotly Pran Nath Razdan rozplywa sie, niknie, a jego miejsce zajmuje cicha i ulegla Rukhsana.
Kazdego dnia Pran spodziewa sie ponownego wezwania do chinskiego pokoju. Nic takiego jednak nie nastepuje i w ciagu kolejnych tygodni jego zycie ogranicza sie do ciasnych i zatloczonych pomieszczen dla eunuchow. Nie ma wstepu ani do mardany, skrzydla palacu przeznaczonego dla mezczyzn, ani do zenany, scisle kobiecych kwater. Jako Rukhsana krazy pomiedzy swiatami.
Po drugiej stronie rozowego portyku lezy raj kobiet i szemrzacej wody. Mieszka ich tam setka, od staruch po niemowleta plci zenskiej. Niektore z kobiet to zony i konkubiny nababa. Inne to pokojowki albo sluzace, potomkinie kobiet przybylych do Fatehpuru jako czesc wiana, urodzone tu i stanowiace wlasnosc nababa. Nieliczne sa zonami dworzan, lecz wolaly zycie w zenanie niz za murami palacu. Sa i takie, ktore znalazly sie tu z racji szeroko pojetych rodzinnych zobowiazan. Wdowy, dalekie kuzynki, dawno zapomniane ciotki sciagaja do palacu, by dozyc swoich dni w komnatach wokol chlodnego dziedzinca zenany. Pokojowki biegaja za swoimi paniami, a hidzrowie za wszystkimi. Tuz przy zenanie zyje mrowie sluzacych, straznikow, szpiegow, moralistow, pochlebcow i rozjemcow gotowych na kazde skinienie swoich pan. Ich falset przecina powietrze niczym ostrze nozyczek tkanine.
Mija czas. Noca Pran lezy z szeroko otwartymi oczami w swojej malenkiej alkowie bez drzwi obok sypialni Khwaja-sary i snuje plany ucieczki. Nie wie jednak, od czego zaczac. Jego sytuacja wydaje sie beznadziejna. Po polnocy dobiega jego uszu cienkie pochrapywanie starszego eunucha. Miarowy jamb swistow i rzezenia szarpie mu nerwy i nie pozwala jasno myslec. Dokad pojsc, gdyby ucieczka sie udala? Musialby przemierzac kraj bez przyjaciol i bez pieniedzy. Jaka ma gwarancje, ze gdzie indziej bedzie lepiej niz tutaj? Kazdej nocy mysli Prana w martwej ciszy Fatehpuru kraza wokol tego samego niczym mlynek modlitewny.
Palacowe wnetrza pulsuja melancholia. Melancholia promieniuje z serca palacu, z zenany gdzie rytm zycia wyznaczaja wizyty nababa. Nieregularne i niespodziewane, zawsze przebiegaja wedle tego samego wzorca. Pierwsza oznaka wielkiego wydarzenia jest poslaniec, ktory wpada na dziedziniec w kwaterach hidzrow. Z miejsca ktos pedzi bic w gong do salki na pietrze, skad przez okratowane okno widac dziedziniec prowadzacy ku zenanie. Wkrotce niewielkie pomieszczenie rozbrzmiewa donosnym dzwiekiem i dzialajac niczym rezonator, wysyla mieszkankom zenany sygnal do rozpoczecia goraczkowych przygotowan. Z chwila pojawienia sie samego nababa w otoczeniu paru czobdarow i strazy przybocznej gwar cichnie.
Pran dyskretnie zerka wtedy przez krate w pokoju z gongiem. Szczuply mezczyzna w bogatych szatach nie wyglada na wladce. Jedwabie, wysadzane klejnotami pantofle z Dzodhpuru, sznury perel i pierscienie z kamieniami wielkosci jajka wydaja sie raczej czesciami skladowymi wyjatkowo kosztownego stroju niz rzeczywistymi oznakami wladzy. Straz przyboczna jeszcze poglebia to wrazenie. Zgraja poteznie zbudowanych Pathanow z brodami barwionymi henna goruje nad nababem i czyni go jeszcze drobniejszym. Kiedy ich pan jest w srodku, Pathanowie pelnia warte u wejscia. Drapiac sie, puszczaja oko do hidzrow, ktorzy nie zostaja im dluzni.
Po wyjsciu z zenany nabab jeszcze mniej przypomina wladce. Nigdy nie bawi tam dlugo i zazwyczaj wraca prawie biegiem, jakby ktos go stamtad wyrzucil. Na jego znekanej twarzy maluje sie wtedy smutek i troska. To wyraz twarzy mezczyzny, ktory nie stanal na wysokosci zadania. Gdy Pathanowie tracaja sie znaczaco lokciami, a hidzrowie wbijaja wzrok w podloge, atmosfera przygnebienia w palacu gestnieje.
Pran traci nadzieje. Tkwi w sidlach Fatehpuru. Nie w jego sercu, lecz we wnetrznosciach, niczym kamien zolciowy albo cos polknietego przez pomylke. Jest sam, wykorzeniony, jego los nikogo nie obchodzi. Na wiesc, ze wieczorem Flowers znow przyprowadzi majora do chinskiego pokoju, rozbija lustro i jednym z odlamkow gleboko przecina nadgarstek.
Ktos slyszy brzek szkla. Wkrotce Prana otacza grupka hidzrow. Opatruja mu rane, poja goraca herbata. Przez moment Pran ma nadzieje, ze poloza go do lozka albo zabiora do medyka. Niestety, wloka go do chinskiego pokoju, gdzie jak przedtem Flowers wprowadza majora Privett-Clampe’a i zamyka za soba drzwi. Gdy lezacy na lozu Pran toczy wokol nieprzytomnym spojrzeniem, pijany major idzie ku niemu chwiejnym krokiem, belkocze: „Moj sliczny chlopiec”, krzywi sie i pada jak kloda na ziemie. W pokoju zalega grobowa cisza. Wdzieczny losowi Pran traci przytomnosc. Powraca do rzeczywistosci pod wplywem krzykow fotografa, ktory z glowa w otworze sciennym kaze zdjac majorowi spodnie. Przebudzony halasem major dostrzega fotografa, zanim ten zdazyl zamknac otwor. Zaskoczony sytuacja, nie pamietajac, gdzie jest, Privett-Clampe szuka po omacku klamki i wytacza sie na korytarz, ktory omylkowo bierze za wychodek. Ulzywszy sobie, pare minut pozniej wyrusza na poszukiwanie swojego kierowcy.
Nastepnego dnia Flowers donosi, ze major nie pamieta zadnych szczegolow minionego wieczoru. Siedzial jednak w biurze przy opuszczonych zaluzjach i wyszedl stamtad tylko raz, by poprosic Flowersa na dluga rozmowe o koniecznosci zachowania bezwzglednej dyskrecji przy zonie. Flowers uwaza, ze obecny stan ducha majora nie pozwala na proponowanie kolejnego rendez-vous.
Pran moze chwilowo odetchnac. Hidzrowie zaczeli traktowac go lepiej, co prawdopodobnie nalezy przypisac jego probie samobojczej. Odzywaja sie lagodnie, pozwalaja brac udzial w niektorych wydarzeniach w zyciu zenany. Pran moze spacerowac po dachu. Pomaga przygotowywac kapiel dla ksieznej. Ustawia srebrne naczynia z olejkami, loty wypelnione wywarami z ziol, kosz z perfumowanym weglem, nad ktorym pani bedzie suszyc wlosy. Pewnego popoludnia zezwalaja mu nawet wyjsc z palacu. Okazja po temu staje sie obowiazek budzacy najwieksze przerazenie hidzrow: eskortowanie zenany podczas wycieczki.
Przed glownym wejsciem stoi sznur rolls-royce’ow. Szoferzy czekaja wyprostowani w liberiach z szarej serzy obszywanej fatehpurskim rozem. Panie i ich sluzki wsiadaja do pierwszych szesciu aut o przeslonietych oknach, by scisle reguly pardy byly przestrzegane nawet w trakcie jazdy. Kuferki, plecione koszyki, sprzet do badmintona i eunuchy tlocza sie w nastepnych czterech limuzynach. Kiedy juz dla wszystkich i wszystkiego znajdzie sie miejsce, a hidzrowie przyniosa pozostawione w palacu grzebienie, ozdoby, lekarstwa i szale, kawalkada uroczyscie rusza naprzod.
Celem podrozy jest cichy brzeg rzeki otoczony drzewami. Po przyjezdzie na miejsce mieszkanki zenany wyskakuja z aut niczym zolnierze piechoty z eszelonu i w ciagu kilku minut opanowuja caly teren. Zawisa siatka do badmintona, staje kolumna krzeselek i stolikow, a formacje pudelek z prowiantem i dzbankow z herbata kraza po reducie wzniesionej z koszykow. Kiedy oddzial smielszych kobiet wyrusza na przechadzke, hidzrowie musza biec na czele pochodu z gwizdkami i czerwonymi flagami, dajac sygnal wiesniakom, by chylili glowy ku ziemi, gdy mijaja ich palacowe kobiety bez zaslon na twarzach. Jedno ukradkowe spojrzenie ma dla wiesniaka wieksza wartosc niz jego zycie. W trakcie przemarszow hidzrowie zwijaja sie jak w ukropie, lecz przez wieksza czesc dnia utrzymuja jedynie scisly kordon wokol sektora wyznaczonego dla zenany.
Pranowi jest dobrze nad rzeka. Platanina palacowych wnetrz rodzi w nim niepewnosc, wywoluje wciaz nowe uczucia i odcienie zagubienia. Wspomnienia z Agry zacieraja sie coraz bardziej. Pran z trudem wyobraza sobie zycie poza Fatehpurem. Nad rzeka w nieunikniony sposob powraca mysl o ucieczce, lecz cos w miejscowym krajobrazie czyni ten pomysl absurdalnym. Latwiej myslec o terazniejszosci. Latwiej lezec na brzegu i obserwowac palacowe kobiety.
Mijaja godziny. Pran zauwaza, ze w zenanie istnieja dwie wyraznie rozniace sie od siebie frakcje. Pierwsza sklada sie glownie z mlodych kobiet, milosniczek badmintona, skupionych wokol jednej z mlodszych konkubin nababa. Do drugiej naleza starsze kobiety. Zgromadzone przy bufecie, wybieraja co lepsze kaski i plotkuja pol-szeptem. W powietrzu wyczuwa sie atmosfere wzajemnej wrogosci. Jedna z dziewczat, ktora przyszla po herbate, nagle pada z filizanka jak dluga. Jej zajete gra przyjaciolki biegna z odsiecza i oskarzaja starsze kobiety o podstawienie dziewczynie nogi. Przez chwile sytuacja wyglada groznie, ale hidzrom udaje sie rozdzielic zwasnione strony. Pran jest zdezorientowany. Dopiero Yasmin, najmlodszy z palacowych hidzrow, udziela mu wyjasnien. I wtedy mnostwo innych spraw zwiazanych z zyciem w Fatehpurze staje sie dla Prana zrozumialych.
– Dzieci – szepcze Yasmin. – Synowie. A co innego? Nabab odwiedza zenane, ale nic mu nie wychodzi. Starsze kobiety twierdza, ze to wina mlodszych. Mlodsze zwalaja wine na niego. Czasem nabab wpada we wscieklosc, ale i to mu nie pomaga, (ego ojciec zmarl prawie dziesiec lat temu, a Fatehpur ciagle nie ma nastepcy.
– Co sie stanie, jesli umrze, nie majac syna?
– Tron przejdzie na jego brata. Wtedy Firoz zbuduje hotele, kolej, lotnisko i kino i ustanowi prawo, ze wszyscy musza chodzic w spodniach i wierzyc w nowoczesnosc. – Yasmin wyglada na podnieconego taka perspektywa, ale powsciaga swoj entuzjazm. – Zle sie stanie – dodaje uroczystym tonem. – Firoz kocha tylko te rzeczy, ktore przysylaja z Europy w skrzyniach. Jesli zostanie nababem, wyda majatek na to wszystko, a piekna tradycja Fatehpuru zginie bezpowrotnie.
– Czy nabab nie moze wyznaczyc kogos innego na swojego nastepce?
- Предыдущая
- 19/82
- Следующая