Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred - Страница 47
- Предыдущая
- 47/59
- Следующая
– Oni chyba po raz pierwszy ujrzeli bialych ludzi – odezwal sie Tomek osmielony pokojowym zachowaniem karlow.
Pigmejczycy glosno wymieniali rozne uwagi, ktore rozbawily tak Murzynow, jak i Smuge rozumiejacego narzecze Bantu. Jeden karzel przystapil do Tomka i w wielkim skupieniu zaczal opukiwac sztucer.
– Kropnij, brachu, na wiwat – mruknal bosman. – Niech sie uciesza pedraki!
Tomek bez slowa odsunal Pigmejczyka. Przylozyl bron do ramienia i wypalil w gore. Pigmejczycy, jak razeni gromem, padli twarzami na ziemie. Powstali dopiero po dlugich namowach, odsuwali sie jednak od “kija wydajacego grzmoty”.
Smuga wyjasnil Pigmejczykom, ze wraz z towarzyszami lowi rozne dzikie zwierzeta, a najmniejsi ludzie swiata oswiadczyli, iz zdazaja do sasiedniego plemienia na uczte. Powiadomiono ich za pomoca tam-tamow o szczesliwym zakonczeniu polowania na slonia, spieszyli wiec, by wziac udzial w uroczystej uczcie.
Smuga przetlumaczyl Tomkowi i bosmanowi slowa Pigmejczykow.
– Dworuja sobie z nas te pedraki! Na sam widok slonia rzuciliby swoje patyki i dralowali gdzie pieprz rosnie! – zawolal rozgniewany marynarz.
– To po jakie licho siadales, bosmanie, przed nimi na ziemi? – rozesmial sie Smuga. – Mozesz byc pewny, ze jedna zatruta strzala powali najwiekszego slonia, a poza tym nie posadzaj tych ludzi o brak odwagi.
Pigmejczycy z niezwyklym zainteresowaniem przygladali sie podroznikom, ktorzy, ich zdaniem, nosili bardzo smieszne ubrania i posiadali tyle niezwyklych przedmiotow. Po krotkiej naradzie ze swymi wojownikami stary dowodca Pigmejczykow zaproponowal lowcom, aby sie wspolnie udali na uczte do sasiedniego plemienia. Solennie zapewnil, ze beda goscinnie przyjeci.
Smuga bez namyslu przyjal zaproszenie. Spodziewal sie, ze od pierwotnych mieszkancow dzungli najpredzej bedzie mogl zasiegnac blizszych informacji o okapi.
Pigmejczycy okazali sie wspanialymi przewodnikami. Znali ukryte w gaszczu sciezki, jak i przejscia przez moczary, a niedostepna oraz grozna dla innych dzungla otwierala przed nimi swe mroczne, tajemnicze podwoje.
Bugandczycy jakby zapomnieli o uprzednich obawach; smiali sie glosno i dyskutowali. Zaprzyjaznienie sie z Pigmejczykami gwarantowalo karawanie bezpieczenstwo. Wspolna wedrowka umozliwiala lowcom przyjrzenie sie najnizszym ludziom swiata. Tomek bez przerwy zerkal na nich spod oka.
Przede wszystkim zwracala uwage nienormalna budowa ciala Pigmejczykow. Wzrost najwyzszego nie przekraczal metra i trzydziestu centymetrow. Mieli dlugie tulowia, krotkie szyje i duze, okragle glowy. Chod krotkich nog byl jakby kaczkowaty, lecz za to biegali wspaniale, a wspinali sie jak koty, poslugujac sie przy tym nieproporcjonalnie dlugimi rekami. Jedyne ich odzienie stanowily peczki trawy zwisajace pod wydetymi brzuchami na sznurku sporzadzonym z lian. Wlosy na glowie, gesto i krotko skrecone tak jak puszek pokrywajacy cialo, mialy rdzawy kolor. Jedynie zarost na twarzy byl szczecinowaty i czarny. Szczegolnie dzikiego wygladu nadawaly im ostro opilowane przednie zeby. Wyraz ich twarzy zmienial sie bardzo czesto; gdy mowili, poruszali jednoczesnie cala twarza, glowa, rekami i nogami. Skora Pigmejczykow wydzielala specyficzny, inny niz u Murzynow, zapach.
Dlugi i szybki marsz przez dzungle zmeczyl tragarzy, odetchneli wiec z prawdziwa ulga, gdy w mrocznym gaszczu, blisko, odezwalo sie dudnienie bebnow. Byli u celu.
- Предыдущая
- 47/59
- Следующая