Szkarlatny Kwiat - Orczy Baroness - Страница 38
- Предыдущая
- 38/52
- Следующая
– Bez watpienia, gdyz ma pomysly wprost zdumiewajace, a przestrzezony bedzie jeszcze ostrozniejszy.
– W takim razie przejdz sie po tej miescinie dla zbadania sytuacji, a ja tu bede czekac na przybycie Percy'ego. Moze wpadniesz na jego slad i oszczedzisz tym sposobem duzo cennego czasu. Jezeli odnajdziesz meza, pros go, aby mial sie na bacznosci.
– Czy czekalabys pani w tak wstretnej norze?
– Coz mi to szkodzi? popros tylko naszego mrukliwego gospodarza o inny pokoj, abym nie byla wciaz narazona na towarzystwo tych wchodzacych i wychodzacych robotnikow. Ofiaruj mu takze hojny napiwek, aby mnie ostrzegl, gdy wroci wysoki Anglik.
Mowila z wielkim spokojem, prawie wesolo, choc byla przygotowana na najgorsze. Postanowila nie okazac najmniejszej slabosci i stac sie godna tego, ktory ofiarowywal zycie za bliznich.
Sir Andrew nie opieral sie, chetnie poddajac sie energicznym rozkazom Malgorzaty. Zapukal lekko do drzwi, za ktorymi przed chwila znikl Brogard z zona, i oczywiscie uslyszal siarczyste przeklenstwo.
– Hej przyjacielu Brogard! – rzekl mlodzieniec rozkazujaco – pani chcialaby nieco odpoczac. Czy moglbys odstapic jej osobny pokoj, gdyz pragnelaby pozostac sama?
Wyciagnal z kieszeni pieniadze i zadzwonil nimi znaczaco.
Brogard otworzyl drzwi i wysluchal niechetnie zadania goscia. Na widok zlota wyprostowal sie nieco, wyjal fajke z ust i wszedl do izby. Wskazal przez ramie strych i ryknal:
– Moze tam poczekac, zupelnie jej to wystarczy; zreszta nie mam innego pokoju.
– Alez naturalnie – rzekla lady Blakeney po angielsku, zrozumiawszy jaka korzysc wyciagnie z tej kryjowki. – Daj mu pieniadze, sir Andrew. Jestem zupelnie zadowolona z tej propozycji, gdyz zobacze wszystko, a sama pozostane w ukryciu.
Skinela na Brogarda, ktory wszedl po schodach na strych i odgarnal slome lezaca na podlodze.
– Blagam cie, madame – rzekl sir Andrew, gdy Malgorzata podeszla ku chwiejacym sie schodom – postepuj z rozwaga! Pamietaj, ze ten dom przepelniony jest szpiegami i nie pokazuj sie sir Percy'emu, dopoki nie upewnisz sie, ze jestes z nim sam na sam.
Ale zrozumial, jak dalece ta przestroga byla zbyteczna. Mloda kobieta tchnela spokojem i rownowaga jak mezczyzna. Nie potrzebowal sie obawiac lekkomyslnosci z jej strony.
– Badz spokojny – odpowiedziala, silac sie na wesolosc. – Moge uroczyscie obiecac, ze nie naraze na niebezpieczenstwo zycia meza ani jego planow. Nie boj sie, zaczekam na sposobnosc, ktora uznam za najkorzystniejsza.
Brogard zszedl ze strychu i Malgorzata udala sie do bezpiecznej kryjowki.
– Nie smiem pocalowac cie w reke, madame – rzekl sir Andrew
– od chwili, gdy jestem twoim lokajem, ale prosze cie, badz dobrej mysli. Jezeli nie spotkam sie z Blakeney'em w przeciagu pol godziny, powroce w nadziei, iz zastane go tutaj.
– Tak, to bedzie najlepiej. Mozemy bezpiecznie poczekac pol godziny, gdyz Chauvelin rychlej sie nie zjawi. Ufajmy Bogu, ze jedno z nas zobaczy sie z Percy'ym, zanim Chauvelin nadejdzie. Zycze ci szczescia przyjacielu i nie obawiaj sie o mnie.
Wspiela sie lekko po ostatnich stopniach sprochnialych schodow prowadzacych na strych. Brogard nie zwracal juz na nia najmniejszej uwagi, mogla zatem postepowac zupelnie spokojnie. Sir Andrew pozostal w izbie, poki nie znikla w glebi kryjowki i nie usadowila sie na slomie. Gdy zasunela podarta firanke, mlodzieniec mogl zdac sobie sprawe, jak dobrze byla ukryta, by wszystko widziec i slyszec, nie bedac widoczna dla nikogo. Gburowaty Brogard otrzymal zaplate tak hojna, ze nie mial najmniejszego interesu, aby ja zdradzic. Sir Andrew podszedl ku drzwiom i jeszcze raz obrocil sie, by spojrzec na strych.
Dostrzegl przez dziury firanki slodka twarzyczke Malgorzaty i stwierdzil z radoscia, ze byla spokojna, a nawet usmiechnieta.
Skinal przyjaznie glowa na pozegnanie i znikl w nocnej ciemnosci.
Rozdzial XXIV. Zasadzka
Nastepny kwadrans minal spokojnie i cicho. W dolnej izbie Brogard posprzatal ze stolu i nakryl dla nowych gosci. Malgorzata z takim zajeciem sledzila te przygotowania, ze oczekiwanie wydalo jej sie mniej meczace. Byla pewna, ze przyrzadzano wieczerze dla Percy'ego i Brogard musial odczuwac dla wysokiego Anglika pewne uszanowanie, gdyz zadawal sobie trudu, aby nakrycie przybralo wyglad mniej odrazajacy.
Wyjal ze starego kredensu cos, co na pierwsze wejrzenie podobne bylo do obrusa, ale gdy nakryl stol tym czyms i zobaczyl mnogie dziury i plamy, pokiwal bezradnie glowa, starajac sie ukryc je, o ile moznosci, pod talerzami. Potem z szuflady wyciagnal serwete rownie stara i podarta, ale troche czystsza i zaczal wycierac nia starannie szklanki, lyzki i talerze, stojace na stole.
Malgorzata nie mogla wstrzymac sie od smiechu na widok tych przygotowan, ktore Brogard uskutecznial przy wtorze przeroznych przeklenstw. Widocznie olbrzymi wzrost, bary Anglika, a moze sila jego piesci zaimponowaly wolnemu obywatelowi francuskiemu, gdyz inaczej nie bylby zadawal sobie tyle pracy dla takiego "przekletego arystokraty".
Gdy stol i nakrycie bylo gotowe, gospodarz objal owoc swego trudu wzrokiem zupelnie zadowolonym. Wytarl kurz z krzesla rabkiem bluzy, zamieszal w rondlu, dorzucil troche suchych galezi do ognia i wyszedl z izby.
Lady Blakeney pozostala sama ze swymi myslami. Rozciagnela na slomie plaszcz podrozny i usiadla dosc wygodnie, gdyz sloma byla swieza i zaduch z dolu nie dochodzil do strychu. I nagle poczula sie niemal szczesliwa, gdyz przez podarta firanke mogla spogladac na kulawe krzeslo, poplamiony obrus, szklanke, talerz i lyzke, ktore czekaly na Percy'ego. Byla szczesliwa, ze niedlugo, bardzo niedlugo, maz jej nadejdzie i ze beda juz razem.
To przeswiadczenie tak bylo slodkie, ze zamknela oczy w upojeniu na mysl, ze za pare minut zbiegnie ze schodow, stanie przed nim i powie mu, ze z radoscia umarlaby za niego lub z nim, a on porwie ja w swe potezne ramiona i przytuli do serca. Co stanie sie potem, nie byla w stanie tego przewidziec. Wiedziala, ze sir Andrew mial racje twierdzac, ze Percy wypelni wszystko, co postanowil, lecz ona mogla blagac go o ostroznosc i przestrzec, ze Chauvelin go sciga i tropi.
Wiedziala takze, ze czeka ja nowe rozstanie, gdy Percy wyruszy na niebezpieczna wyprawe i postanowila poslusznie wypelnic rozkazy, chocby nawet wymagal, by oddalila sie i czekala na dalsze wypadki w nadludzkiej mece i niepewnosci. Ale i ta ostatecznosc wydawala jej sie znosniejsza niz mysl, ze Percy nie dowie sie nigdy, jak bardzo go kochala.
Nagle czujny jej sluch uchwycil odglos dalekich krokow. Serce jej wezbralo nadzieja. Czy to nareszcie Percy? Nie, krok ten nie byl tak pewny jak jego chod… wreszcie zorientowala sie, ze to dwaj ludzie zblizaja sie jednoczesnie…
Ale nie miala czasu na dalsze domysly, gdyz w tej wlasnie chwili rozlegl sie ostry, rozkazujacy glos i pchniete gwaltownie drzwi otworzyly sie szeroko.
– Hej obywatelu Brogard! hola!
Malgorzata nie mogla zobaczyc wchodzacych, gdyz przez dziure firanki tylko jedna czesc pokoju byla widoczna.
Slyszala wlokacy sie krok Brogarda, wychodzacego z sasiedniej izby i jego zwykle przeklenstwa, ale gospodarz, gdy zobaczyl nieznajomych, zatrzymal sie, obrzucil ich pogardliwym spojrzeniem, pogardliwszym nawet od tego, ktorym obrzucal poprzednich gosci, i syknal: -Przekleta sutanna!
Malgorzata uczula, ze serce jej zamiera z trwogi. Rozszerzone przerazeniem oczy utkwila w jednym z przybylych, ktory wlasnie zblizal sie do Brogarda. Ubrany byl w sutanne. Mial na glowie kapelusz o szerokich brzegach i trzewiki z klamerkami, zwykly stroj francuskich ksiezy. Lecz gdy stanal przed gospodarzem, rozpial sutanne i odkryl na piersiach oficjalna trojkolorowa szarfe, pogardliwa postawa Brogarda zamienila sie w jednej chwili na sluzalcza unizonosc.
Przybycie francuskiego "ksiedza" scielo krew w zylach Malgorzaty. Nie mogla dostrzec jego twarzy oslonietej wielkim kapeluszem, ale poznala cienkie kosciste rece, lekko zgarbiona postac, slowem cala jego sylwetke. Byl to Chauvelin.
- Предыдущая
- 38/52
- Следующая