Выбери любимый жанр

Szkarlatny Kwiat - Orczy Baroness - Страница 34


Изменить размер шрифта:

34

Procz niej caly dom pograzony byl we snie. Slyszala, jak Sally udala sie na spoczynek. Jellyband poszedl sie przekonac, czy woznica i sluzba lady dostali wygodne pomieszczenie, a po chwili wrocil i zatrzymal sie w tych samych drzwiach, w ktorych przed tygodniem Malgorzata po raz pierwszy spotkala sie z Chauvelinem. Widocznie zamierzal czekac na sir Andrew Ffoulkesa, ale sen go zmorzyl i Malgorzata slyszala wyraznie monotonny i spokojny oddech gospodarza.

Piekny i cieply dzien pazdziernikowy, tak szczesliwie rozpoczety, zmienial sie powoli w noc chlodna i wietrzna. Zadrzala z zimna i zblizyla sie do wesolego ognia, trzaskajacego na kominku. Z kazda chwila wiatr wzmagal sie i szum fal, rozbijajacych sie o groble portowa w Admiralty Pier, dochodzil do niej jak przytlumiony grzmot.

Wiatr dal z wsciekloscia. Szarpal drzwiami w ogrodzie i hulal w obszernym kominie, az szyby dzwieczaly, a drzwi starego domu skrzypialy jekliwie. Malgorzata zadala sobie pytanie, czy ten wiatr korzystnie wplynie na jej podroz? Nie bala sie burzy i nie opoznilaby wyjazdu, chocby o godzine.

Glosny tupot w podworzu ocknal ja z tych rozmyslan. Widocznie byl to sir Andrew, gdyz uslyszala tetent kopyt konskich i wesoly, choc zaspany glos Jellybanda, witajacego goscia.

Przez chwile pomyslala, ze jej sytuacja jest istotnie niezwykla i ze to nocne spotkanie z sir Ffoulkesem ma wszystkie pozory tajemnej schadzki, tym bardziej, ze mlody kawaler zjawil sie w przebraniu. Coz za przepyszny material do plotek!

Ta mysl uderzyla ja szczegolnie z komicznej strony. Takie bylo przeciwienstwo miedzy powaga chwili a pozorami, ktore z pewnoscia cnotliwy Jellyband falszywie sobie bedzie tlumaczyc, ze pierwszy od wielu godzin usmiech zaigral na jej dziecinnych ustach.

Gdy sir Andrew, zgola niepodobny do siebie w lokajskiej liberii, wszedl do sali zajazdu, przyjela go niemal z wesolym smiechem.

– Ach, moj panie lokaju, jakze jestem uradowana z twego wygladu!

Jellyband, ktory wszedl za mlodym czlowiekiem, byl zmieszany w najwyzszym stopniu. Przebranie mlodego eleganta potwierdzilo calkowicie jego podejrzenia. Niechetnie otworzyl butelke wina, przystawil krzeslo do stolu i czekal.

– Dziekuje ci, zacny przyjacielu – rzekla Malgorzata, usmiechajac sie wciaz na mysl o tym, co sadzi gospodarz o tej nocnej przygodzie. – Niczego juz nie potrzebujemy; oto zaplata za twoje trudy.

Podala kilka sztuk zlota Jellybandowi, ktory przyjal je z naleznym uszanowaniem i wdziecznoscia.

– Lady Blakeney – zawolal sir Andrew, gdy gospodarz chcial sie oddalic – obawiam sie, ze bedziemy musieli niestety korzystac dluzej z goscinnosci mego przyjaciela Jellybanda. Z przykroscia musze ci oznajmic, ze nie mozemy wsiasc na okret tej nocy.

– Nie mozemy wsiasc na okret tej nocy! – powtorzyla ze zdumieniem. – Alez musimy, musimy koniecznie! Tu nie moga wchodzic w gre ani przeszkody, ani koszta. Musimy miec okret jeszcze dzisiaj!

Jednakowoz mlodzieniec potrzasnal ze smutkiem glowa.

– Nie chodzi tu o koszta. Straszna burza dmie od strony Francji, mamy wiatr przeciwny, nie ma zadnej mozliwosci wyjazdu, poki wiatr sie nie zmieni.

Malgorzata zbladla. Tej wlasnie przeszkody nie przewidziala. Sama natura sprzysiegla sie przeciw niej. Percy byl w niebezpieczenstwie, a ona nie mogla spieszyc mu z pomoca, bo wiatr dal od strony Francji!

– Przeciez musimy jechac, musimy… – powtarzala z rozpaczliwym uporem – ty wiesz, ze musimy. Czy nie mozesz znalezc jakiegos sposobu?

– Bylem juz na wybrzezu i rozmawialem z marynarzami, ktorzy mnie zapewnili, ze dzisiejszej nocy nie mozna w zaden sposob podniesc kotwicy, zaden okret dzis nie odplynie, a zatem nikt – dodal, patrzac znaczaco na Malgorzate – nikt nie wyjechal z Dover wieczorem.

Malgorzata zrozumiala o kim mowil. Nikt, to znaczy ani Chauvelin, ani ona.

Skinela uprzejmie na Jellybanda.

– Wobec tego musimy pogodzic sie z losem – rzekla do niego. -Czy masz dla mnie wolny pokoj?

– Alez naturalnie, pani, ladny, jasny pokoj, i drugi dla sir Andrewa. Sa juz przygotowane.

– To dobrze, moj zacny Jelly -odparl wesolo sir Andrew, klepiac gospodarza po ramieniu.

– Otworz te dwa pokoje i zostaw lichtarze na kredensie. Jestem pewien, ze umierasz ze zmeczenia, a lady, zanim sie polozy, musi jeszcze cos zjesc. Nie boj sie, przyjacielu, i nie miej tak pogrzebowej miny; przybycie lady o tak niezwyklej godzinie jest wielkim zaszczytem dla ciebie i sir Percy wynagrodzi cie podwojnie, jezeli starac sie bedziesz, aby jej na niczym nie zbywalo.

Sir Andrew odgadl widocznie niepokoje i obawy, ktore dreczyly zacnego gospodarza, a ze byl grzecznym dzentelmenem, staral sie ta uwaga rozproszyc jego podejrzenia. Z zadowoleniem zauwazyl, ze po czesci dopial celu, gdyz na wzmianke o sir Percy'm rumiana twarz gospodarza rozjasnila sie nieco.

– W tej chwili zajme sie wszystkim – odrzekl troche udobruchany. – Czy nie zyczysz sobie czego wiecej na kolacje, pani?

– Mam wszystkiego pod dostatkiem, zacny przyjacielu. Jestem bardzo glodna i upadam ze zmeczenia, wiec idz, prosze, i otworz pokoje.

– A teraz powiedz mi – rzekla, zwracajac sie do towarzysza, gdy Jellyband wyszedl z pokoju – co wiesz nowego?

– Nie mam nic nowego do oznajmienia – odrzekl mlodzieniec. – Burza uniemozliwia kazdemu okretowi odplyniecie z Dover. Ale co ci sie poczatkowo wydawalo okropna kleska, jest w rzeczy samej wielkim szczesciem. Jezeli my nie mozemy tej nocy przeprawic sie do Francji, Chauvelin jest przeciez w tym samym polozeniu.

– Mogl odplynac przed burza.

– Oby tak bylo – zawolal wesolo sir Andrew – gdyz w takim razie burza go wpedzila na inne wybrzeza, lub kto wie? moze juz lezy na dnie morza. Szaleje straszliwa wichura i biada malym okretom, ktore znajduja sie z dala od portu. Ale obawiam sie, ze nie powinnismy pokladac nadziei w zatonieciu tego szatana wraz z jego morderczymi planami. Marynarze zapewniali mnie, ze ani jeden statek nie podniosl kotwicy od kilkunastu godzin, poza tym twierdzili, ze pewien nieznajomy przyjechal powozem po poludniu i chcial przeprawic sie do Francji.

– W takim razie Chauvelin jest jeszcze w Dover?

– Bez watpienia. Czy mam wyprowadzic go gdzies podstepnie i przebic go moja szabla? Byloby to najlepsze i najszybsze zalatwienie sprawy.

– Nie zartuj, sir Andrew. NIestety, juz parokrotnie mialam pokuse zyczyc smierci temu nedznikowi, ale to, co proponujesz, jest niemozliwe. Prawa tego kraju nie pozwalaja mordowac. Jedynie w naszej pieknej Francji wolno urzadzac masowe rzezie w imie wolnosci i braterstwa.

Sir Andrew namowil Malgorzate, aby zjadla cokolwiek i napila sie troche wina. Ten przymusowy odpoczynek, ktory mogl trwac az do nastepnego przyplywu, czyli co najmniej 12 godzin, byl dla Malgorzaty zrodlem nowych udreczen, wobec niepokoju, jaki nia miotal.

Bedac posluszna w malych rzeczach jak dziecko, zmusila sie do jedzenia i wychylenia kieliszka wina. Sir Ffoulkes z glebokim wspolczuciem i wrodzona delikatnoscia zaczal opowiadac o jej mezu, opisujac niektore smiale wyprawy, ktorych byl bohaterem, akty szalenczej odwagi, z jaka ratowal nieszczesliwych tulaczy francuskich, wygnanych z wlasnej ojczyzny przez krwawa i nieublagana rewolucje. Gdy wspominal o jego odwadze, pomyslowosci i sprycie, oczy lady Blakeney lsnily zapalem i uwielbieniem.

Kilkakrotnie nawet zasmiala sie wesolo, gdy opisywal przerozne nieslychanie pomyslowe przebrania, dzieki ktorym sir Percy wprowadzal w blad straze, broniace wstepu do Paryza. Ostatnia wycieczka hrabiny Tournay i jej dzieci byla wprost mistrzowskim dzielem sprytu. Blakeney przebrany za ohydna przekupke, w brudnym czepcu, z ktorego wysuwaly sie siwe kosmyki wlosow, mogl rozsmieszyc samych bogow Olimpu. Gdy sir Andrew zaczal opisywac swego wodza, ktorego wysoki wzrost sprawial mu we Francji najwiekszy klopot, Malgorzata smiala sie z calego serca. Na tej rozmowie minela godzina, ale jakze dlugo trzeba bylo czekac w meczacej bezczynnosci! Malgorzata wstala od stolu i westchnela. Myslala z przerazeniem o nocy, ktora ja czekala w samotnym pokoju, nocy pelnej trwogi, huczacej odglosami szalejacej burzy. Starala sie odgadnac, gdzie obecnie znajduje sie Percy. "Day Dream" byl mocnym, dobrze zbudowanym statkiem, a sir Andrew twiedzil, ze Percy bez watpienia przeprawil sie na drugi brzeg przed zerwaniem sie wiatru, albo nie wyplynal jeszcze wcale na pelne morze, czekajac spokojnie w Gravesend.

34
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Orczy Baroness - Szkarlatny Kwiat Szkarlatny Kwiat
Мир литературы

Жанры

Фантастика и фэнтези

Детективы и триллеры

Проза

Любовные романы

Приключения

Детские

Поэзия и драматургия

Старинная литература

Научно-образовательная

Компьютеры и интернет

Справочная литература

Документальная литература

Религия и духовность

Юмор

Дом и семья

Деловая литература

Жанр не определен

Техника

Прочее

Драматургия

Фольклор

Военное дело